Na widok tego zegarka, Twoje serce zacznie bić mocniej. I to dosłownie, bo nowy G-SHOCK GBD-H1000 G-SQUAD to pierwszy w historii zegarek tej marki, wyposażony w monitor pracy serca! Nowa funkcja, którą oferuje ten model pozwala na badanie pulsu w czasie rzeczywistym, bez konieczności wykorzystywania dodatkowego sprzętu.
Zaczęło się od upadku… Trudne początki „niezniszczalnego” G-SHOCK-a
Pomysłodawcą marki G-SHOCK był młody inżynier Kikuo Ibe. Według legendy, mając kilkanaście lat przypadkiem zniszczył zegarek, który dostał od ojca. Była to nagroda za zdanie egzaminów do szkoły średniej.
Wydarzenie choć samo w sobie przykre, zaowocowało z czasem ideą zegarka, który będzie odporny na takie przygody.
Idea ta dojrzała w czasach, gdy Kikuo Ibe pracował już w Casio i wydawało się, że w lepsze miejsce po prostu nie można było trafić. Wcale jednak nie było łatwo. Szansę na powodzenie dawałaby wyłącznie odporność na znacznie więcej niż „przypadkowe urazy”. W tamtych czasach nie było takie proste. Świat zakochany był w miniaturyzacji. Modne były zegarki cienkie i raczej drobne. To cechy całkowicie nie do pogodzenia z założeniami.
W związku z tym, w początkowej fazie firma nie wspierała projektu, a prace nad nim prowadzone były w tajemnicy. Prototypy testowano wyrzucając je przez okno zlokalizowanej na trzecim piętrze służbowej toalety.
Skupiony wokół Kikuo Ibe zespół „Team Tough” zniszczył w ten sposób ponad 200 urządzeń, zanim zarząd przekonał się do pomysłu. Ostatecznie projekt udało się zrealizować i w 1983 roku pojawił się w sklepach DW-5000C. 100 metrów wodoszczelności, odporny na upadki z dziesięciu metrów, dziesięć lat na jednej baterii, datownik, timer, dwudziestoczterogodzinne wskazania czasu, stoper… długo by wymieniać.
Kwarcowe serce zegarka chronione systemem wzmocnień godnym osobnego artykułu.
Podejście do problemu było jak na swoje czasy bardzo nowatorskie. Świat potrzebował jednak poważnego marketingowego wysiłku, by zaakceptować nową formułę zegarka. Dopiero z czasem okazało się, że Casio swoim produktem całkowicie zredefiniowało pojęcie „odporny na wstrząsy”.
Stworzyło na rynku zupełnie nową kategorię, która jednocześnie została bardzo silnie utożsamiona z marką. Do dziś gdy ktoś mówi „samochód terenowy”, myślisz „Jeep”. A gdy ktoś mówi „zegarek do zadań specjalnych, myślisz „G-Shock”. Mimo, że upłynęło tyle lat, a rodzina „G” rozrosła się do wielu, często legendarnych modeli, to sama idea, rdzeń definicji pozostał ten sam. Odporny na wszystko, zamknięty w ciele zegarka multi-tool.
Czy można wymyśleć coś nowego?
Co można zmienić, żeby dalej pozostać pełnoprawnym „G”?
Okazuje się, że można. Wymyślono nowego G-SHOCK-a GBD-H1000.
Spokrewniony z innymi modelami z tej samej rodziny
Choć GBD-H1000 ma w sobie ten sam gen, co będąca protoplastą rodu „kostka”, to znacznie bliżej spokrewniony jest z Casio GPR-B1000 Rangeman. Jest tylko odrobinę od niego mniejszy. Każdy kto kiedykolwiek widział Rangeman’a z bliska ma już pewne wyobrażenie.
Nowe Casio jest gigantyczne. Na wstępie chciałem nawet uznać to za jego główną wadę. Okazuje się jednak, że nie mogę. W tym przypadku rozmiar ma znaczenie.
Dla kogo przeznaczony jest nowy G-SHOCK GBD-H1000 G-SQUAD?
Zegarek przeznaczony jest dla ludzi fizycznie aktywnych. Sprawdzi się jako asystent podczas treningu.
Z założenia ma być maksymalnie czytelny i łatwy w obsłudze. Nawet w ruchu. I jest. Wyświetlacz jest stosowny do rozmiaru samego zegarka i jego jakość jest na naprawdę wysokim poziomie. Dane wyświetlane są w trybie „negatywu”. Wygląda to bardzo atrakcyjnie. Wielu ludzi celowo przerabia ekrany LCD w swoich zegarkach tak, by wyglądały podobnie. LCD jednak zawsze traci przy tym na czytelności. W tym wyświetlaczu nie ma tego problemu.
Odczyt widoczny jest pod każdym kątem, a szkło radzi sobie zupełnie nieźle nawet z bezpośrednio padającym na niego światłem.
Mineralne szkło
Skoro już jesteśmy przy szkle to chciałoby się powiedzieć „szkoda, że nie szafir”. Szafirowe szkło ma tę zaletę, że jest bardzo odporne na zarysowania, dzięki czemu zawsze dobrze wygląda. Może prawie zawsze. Zwykle zostają na nim ślady palców. Szczególnie jeśli tło jest ciemne.
Skoro zegarek ma nam towarzyszyć w czasie treningu, gdy jesteśmy spoceni, to szkło mineralne wydaje się zupełnie rozsądnym rozwiązaniem. Zarówno w kontekście czytelności jak i odporności. Na siłowni czy na rowerze ryzyko stłuczenia szkła szafirowego byłoby zbyt duże. A przecież to „G”.
Koperta, pierścień, przyciski
Pierścień jest duży i masywny. Podcięty w charakterystyczny sposób nadaje zegarkowi dynamiczny i nowoczesny wygląd.
Jego kształt z jednej strony jest czymś całkowicie nowym, innym od pozostałych G-Shock’ów. Pomaga też zniwelować nieco irytującą i typową dla dużych zegarków skłonność do zahaczania o wystające z otoczenia przedmioty. Jednocześnie nadal chroni wyświetlacz przed uszkodzeniami.
Z drugiej strony, ten typowy dla linii charakter jest wyraźnie zaznaczony. Wystarczy ułamek sekundy w polu widzenia byśmy mieli pewność, z jakim zegarkiem mamy do czynienia.
Wykonane z tworzywa sztucznego przyciski przy pierwszym kontakcie nie wydają się specjalnie miłe w dotyku. Szczerze powiedziawszy robią wrażenie bardzo zwyczajnych w porównaniu z resztą zegarka. Moment by je docenić przychodzi, gdy zaczynamy nimi operować. Są wygodnie duże, antypoślizgowe, chwytne. Stawiają przyjemny opór i wchodzą z charakterystycznym… nazwijmy to klikiem. Nie jest to nic słyszalnego. To wyraźny moment gdy czujemy pod palcem, że guzik zadziałał.
Całkowite przeciwieństwo tak często spotykanych, gumowatych w odczuciu manipulatorów.
Koperta, pasek, dekiel, waga
Koperta i pasek były dla mnie największym zaskoczeniem. Patrząc na ich rozmiar, nie spodziewałem się, byśmy mogli wspomnieć cokolwiek o wygodzie. Tymczasem jest zupełnie inaczej.
Zegarek jest zaskakująco lekki, a specjalne podcięcia od spodu sprawiają, że ruchy nadgarstka są swobodne. Nawet znacznie mniejsze zegarki potrafią uwierać koronką przy wychyleniu dłoni. Tu nic takiego nie ma miejsca.
Do stalowego dekla przytwierdzone się specjalne listki oddzielające nadgarstek od mocowania paska. Wykonane są z wysokiej klasy, przyjemnego w dotyku tworzywa sztucznego i utrzymują zegarek we właściwej pozycji.
Pasek wykonany jest z cienkiego i miękkiego tworzywa. Mimo pewnych różnic w mocowaniu i wmontowanych sensorów wydaje się bardzo podobny do rozwiązań znanych z modeli GBD-800 czy GBA-800. Na odwrotnej stronie jego powierzchnia jest karbowana tak, by mogła pod nim swobodnie zachodzić cyrkulacja powietrza. Temu samemu celowi wydają się być podporządkowane szerokie, przewiewne dziurki służące do zapinania klamry.
Sam dekiel jest wykonany ze stali i wyposażony w gniazdo ładowania i czujnik pulsometru. No właśnie. Pulsometr.
Dodatkowe funkcje
Pulsometr w świecie „G”? Tak, to jest możliwe. Zegarek wykrywa puls i mierzy przepływ krwi pod skórą za pomocą światła LED i czujnika optycznego. Te niecodzienne rozwiązanie uniezależnia pomiar od czynników zewnętrznych: zimna, wstrząsów czy wilgoci. Moc obliczeniowa samego modułu jest wystarczająca, by korzystanie z menu GBD-H1000 odbywało się w sposób płynny.
Jedyny moment, w którym zegarek potrzebuje chwili na zastanowienie to zapisywanie zmiany w ustawieniach. Jest to naprawdę moment. Nic irytującego.
Samo menu jest czytelne i niemal intuicyjne. Wielkość wyświetlacza pozwala na wyświetlanie podpowiedzi pod opcjami wyboru co sprawia, że instrukcja obsługi to prawie formalność. Przynajmniej jeśli chodzi o ustawienia samego zegarka. Komunikacja z urządzeniem zewnętrznym i wykorzystanie możliwości urządzenia i aplikacji w stu procentach to już zupełnie inna historia.
Oprócz dość typowych funkcji, takich jak strefy czasowe z możliwością wyświetlania dwóch czasów jednocześnie, cztery alarmy, drzemka, krokomierz, automatyczne wykrycie biegu czy stoper mamy też opcję personalizacji z możliwością określenia wieku, wagi, płci, wzrostu a nawet lewo czy praworęczności.
Poza tym, na pokładzie jest GPS, wspierający go trzyosiowy akcelerometr, komplet czujników i w ramach wsparcia aplikacja G-Shock Move. W połączeniu z nią i naszym telefonem GBD-H1000 staje się rozbudowanym narzędziem treningowym z zaskakująco szerokim spektrum możliwości.
Podsumowanie – plusy, technologia, użyte materiały
Podsumowując, nowy G-Shock wydaje się być konstrukcją bardzo przemyślaną. Zarówno pod względem ergonomii, konstrukcji, jak i sfery software’u. To moim zdaniem, jeden z niewielu, jeśli nie pierwszy smartwatch, który jest nie tylko „smart”, lecz także zupełnie serio „watch”.
Po stronie niewątpliwych plusów trzeba na pewno zapisać nowoczesną technologię, użyte materiały, komplementarność i wodoszczelność na poziomie 20 bar. Mimo, że stworzony z myślą o uprawianiu sportu jest tak wygodny, że szczególnie osobom aktywnym spokojnie mógłby służyć jako EDC.
Wygoda i ergonomia, biorąc pod uwagę rozmiary, jest na najwyższym poziomie i nie wyklucza z kręgu użytkowników nawet osób o szczuplejszym nadgarstku. Bateria o powiększonej pojemności oraz wsparciu w postaci ładowania solarnego z pewnością sprosta takiemu zadaniu. Po stronie niedociągnięć umieściłbym stoper, którym możemy wykonywać pomiary z dokładnością do jednej sekundy.
Wydaje się, że w zaawansowanym zegarku dedykowanym sportowcom, biorąc pod uwagę dostępność technologii nawet w samej stajni Casio, dwa miejsca po przecinku wydają się niemal obligatoryjne. Generalnie, GBD-H1000 naprawdę robi wrażenie. Wygląda na to, że i tym razem Casio ustawiło poprzeczkę niezwykle wysoko.
Nowy model G-SHOCK GBD-H1000 dostępny jest w sklepie online oraz w sklepach stacjonarnych sieci Time Trend oraz u partnerów handlowych Grupy ZIBI. Cena katalogowa to 2 249 zł.
Wszelkie nowości, recenzje zegarków oraz inne informacje dotyczące marki G-SHOCK znajdują się zawsze na indywidualnej podstronie marki tutaj – G-SHOCK.
Marek Zabielski
Redakcja Zegarki i Moda